Ten wpis, tak samo jak dwa poprzednie, dotyczyć będzie ostatniego weekendu... Naprawdę nie pamiętam, kiedy tak przyjemnie i aktywnie spędziłam czas, moje dni rzadko bywają takie długie i obfitujące we wspomnienia. A prócz przejażdżki rowerowej w sobotę i spaceru do Pieskowej Skały w niedzielę, zaliczyłam jeszcze jedną atrakcję na miłe zakończenie weekendu: spacer do lasku, tego samego co ostatnio, niedaleko domu chłopaka - z resztą poszłam nie sama, a z nim.
Tym razem nie będę się wiele rozpisywać; lasek, czy raczej zalesiona mała dolinka, nie jest takich rozmiarów, by cokolwiek więcej pisać ponad to, co na temat jej topografii napisałam ostatnio. Teraz po prostu po raz kolejny miałam okazję podziwiać coraz bardziej rozkwitłą i zazielenioną naturę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz