piątek, 10 stycznia 2014

Ostatni dzień szkoły

Dzisiaj zakończyłam trwający od 6 roku życia proces edukacji. Szybko, zawsze mogłam pobimbać w którejś klasie, zrobić sobie przerwę przed studiami lub w ich trakcie, w ogóle mogłam zostać na studiach i jeszcze przynajmniej pół roku - rok męczyć licencjat, a potem magistra... Ale ja wybrałam inną drogę, w której upatrywałam się szansy na szybki rozwój i mocny start w życie. Żebym wszystko zdążyła ogarnąć i ustabilizować, zanim zapragnę z całą mocą realizować moje największe marzenia... Choć przecież to już się dzieje.

Dokonałam słusznych wyborów. Mimo chwil zwątpienia czy załamania, stoję teraz u progu rzeczywistości, którą będę musiała sobie tak naprawdę sama urządzić od początku o końca. Na razie nie wiem, jak się moje najbliższe losy potoczą, ale nabieram głęboko powietrza i, ufając sobie, robię jeszcze jeden krok do przodu - w zupełnie inną konsystencję świata. A może wielkich zmian wcale nie będzie?... Będą. Będę czuła się dobrze i postaram się inaczej patrzeć na te same barwy, te same dźwięki, te same przeżycia. Tymczasem ów krok w przepaść - czy przejdę swobodnie most, który na razie przysłania mi mgła?

Koniec edukacji... Heh, dopiero teraz się zacznie nauka :) Kierunkowa, na życzenie i odpowiedzialność własną. Po egzaminach czeka mnie chwilowy okres zawieszenia, spowodowany koniecznością czekania miesiąc na wyniki. W tym czasie nie zrobię nic w kierunku zawodowym. Będzie to więc doskonały moment na zagłębienie się w zagadnienia administracyjne, w których się orientować chcę i muszę. Tomiszcze z zarządzania nieruchomościami pod szpitalną poduszkę? Ciekawa perspektywa ;] Wcześniej jednak, gdzieś pomiędzy szpitalem a egzaminami (kwestia kilku dni), muszę jeszcze domnkąć jedną ważną sprawę, ruszyć inną, po drodze zahaczając jeszcze o jednego lekarza i jedno badanie. Przynajmniej nie dopadnie mnie depresja zimowa z nadmiaru wolnego czasu.

 ***

Przepowiadacze pogody twierdzą, że w dzień egzaminu ma się zacząć atmosferyczna zima, która przez kolejne dni będzie tylko bardziej odczuwalna. Jeżeli to się faktycznie sprawdzi, to prawdopodobieństwo wybrania się w las na kilka dni spada. W Warszawie raczej na pewno się nigdzie nie poszwendam. Nie jestem w stanie wziąć prócz normalnych rzeczy "doszpitalnych" pełnego kompletu leśnego ekwipunku, tym bardziej, że jadę sama sama nocą i wolałabym nie zostać okradziona ze wszystkiego, co dla mnie cenne. Ale już z rana będę miała ze 2 nadprogramowe godzinki. Jeśli owa zima zdąży za ten czas ładnie przyozdobić świat, to wybiorę się chociaż do parku.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz