czwartek, 13 lutego 2014

Grubą krechą

Okazało się, że życie nie odda mi tego, co niegdyś mi zabrało. Mamiłam się do tej pory, żyłam kawalątkiem nadziei, że mimo wszystko jakaś sprawiedliwość musi przecież być. Nie piękna, czysta, cnotliwa sprawiedliwość. Wystarczyłaby prawda w stylu "ząb za ząb". Albo bardziej egoistycznie, "po trupach do celu". Nadzieja okazuje się jednak nędznym ochłapem, który pozostawia niesmak rozczarowania. Gorycz porażki... Tyle razy tego zaznałam. Dążyłam po trupach, ale własnych marzeń. Pode mną chrzęściły szkielety wzniosłych wizji, wraki własnych uczuć. A byłam przekonana, że idę drogą prowadzącą do celu, co prawda w perfidny i bolesny sposób, ale jednak do CELU.

...Złudzenia. Jak można mieć cele, kiedy się nie widzi sensu?...


Gdyby piekło istniało, musiałabym być w moim poprzednim wcieleniu kimś do granic ohydy przesiąkniętym smrodem zła.


Teraz mogę tylko płakać lub uśmiechać się głupio, wspominając te wszystkie utracone chwile i przeżyte emocje. Lub pokładać nadzieję w tym, że na starość zdemencieję i nie będę pamiętać nic, podczas gdy ktoś będzie mi podcierał tyłek. A ja ten tyłek będę niemal radośnie i zupełnie bez skrępowania temu komuś pokazywać, nie podejrzewając w najmniejszym stopniu, że czynię coś powszechnie uznanego za wstydliwego i niestosownego. Tak, marzy mi się, by mieć ten świat i jego zasady głęboko gdzieś. Teraz nie umiem. Teraz jeszcze się przejmuję... Ale coraz mniej, coraz słabiej. Już, już, niedługo, już lada moment nie zostanie we mnie nic pozytywnego. Cynizm, pesymizm i rezygnacja. Bo racjonalizm mnie zawiódł. Zawiódł i uwiódł w kalkulacje, które okazały się tak oczywiste, że niemożliwe w naszym świecie. Nasz świat nie jest oczywisty, nie rządzi się żadnymi prawidłami i regułami. Kwanty przeczą duchom, bogowie wybuchom, prawo prawu, ludzie ludziom, istnienie nieistnieniu i odwrotnie. Chaos... Może jesteśmy właśnie świadkami początków świata?

Pierdolę to wszystko, tak bardzo chcę się tym nie przejmować, odpuścić, żyć spokojnie i tylko pozytywnymi emocjami. Albo emocjami żadnymi. Tych złych już nigdy więcej nie chcę czuć. Wiem, co za tym idzie. Powinnam pogodzić się ze wszystkimi możliwościami, powinnam pogodzić się z każdym potencjalnie czyhającym na mnie w przyszłości bólem, każdą przykrością. 

Uważa się, że ludzie dobrzy opłacają swoje dobro nadludzkim wysiłkiem. A bezgraniczne dobro, tak jak bezgraniczne zło, jest po prostu najwygodniejszą alternatywą.


Zostawić to... Być bezgranicznie dobra? Bezgranicznie zła? Chciałabym. Ale we mnie zbyt wiele jest niepewności. Cóż, słaba jestem w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji.

Ale pewien wątek w fabule mojego życia w dniu dzisiejszym zakończyłam. Grubą kreską oddzielić muszę teraz to, co przede mną, od tego, co za mną. Za tą granicą pozostawiam zbędny balast, pozostaje mi odczuć lekkość życia bez niego... Lub czuć do końca życia bóle fantomowe.



P.S. I jeszcze jedna myśl do kącika ponurych myśli: można być zbyt biednym na uczciwość, ale zbyt uczciwym na nie bycie biednym.

P.S.II. ...A prawo jest tylko usankcjonowaną, sformalizowaną regułą przypieczętowującą możliwość wydymania jednej ze stron.
A którą - to zależy tylko od tego, czy "moja prawa jest mojsza niż twoja" czy odwrotnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz