Pewien człowiek zadał mi pytanie w kontekście swoich rozważań, czy mam jakieś konkretne pomysły na realizowanie celu, wypunktowanego w założeniach... Zaskoczył mnie mocno i nie do końca wiedziałam, jak podejść do tematu:) Zabrałam się zatem za odpowiedź, pisząc początkowo o tym, że nie wiem co mam napisać, później o tym, co mnie zainspirowało i niezmiennie inspiruje, w różnych kwestiach i różnym stopniu nasilenia... I tak przypadkiem powstał ten post :)
Otóż przechodząc swego czasu mocny kryzys osobowościowy, powodowany po części depresją zimową, po części silnym odczuwaniem marazmu życiowego i swoistego "bólu istnienia", zwątpiłam we wszystkie moje dotychczasowe ideały i zwątpiłam w prawdziwość marzeń. Tych o dobrej pracy, własnej, prężnie działającej firmie i tak dalej... Może nie tyle w nie zwątpiłam, co zadałam sobie pytanie, po co mi to wszystko, czy da mi to satysfakcję. Zrozumiałam, że nie, że to tylko będzie pewien etap w mojej drodze ku osiągnięciu prawdziwego celu - spokoju, ciszy i harmonii. Wtedy zaczęłam intensywnie szukać czegokolwiek - a z racji ogólnych wyobrażeń szukałam czegoś o tematyce przyrodniczej, wiejskiej. Tak trafiłam na blogi kilku babeczek, które z miasta przeprowadziły się na wieś, by tam uczyć się tak naprawdę życia od nowa. Różne to kobitki były, ale jedna z piszących zaimponowała mi szczególnie i udowodniła zdawaną na blogu relacją z codzienności, że można porzucić wszystko, co pozornie ważne, na rzecz prostego, harmonijnego życia... Kobieta owa uzbierawszy trochę oszczędności (nie wnikałam w szczegóły) zakupiła wraz z inną siedlisko na Podlasiu i tam też się przeprowadziły, by określić swoją rzeczywistość zupełnie na nowo. Praktycznie własnymi rękami ogarnęły obejście, wyremontowały starą chałupinkę... Krok po kroku śledzę ich zmagania - z budową pieca chlebowego, hodowlą zwierzyny, odnawianiem starych mebli, ponownym zagospodarowywaniem nieprzyjaznej gleby, rąbaniem drwa przytaszczonego wcześniej z lasu, który w porozumieniu z leśniczym oczyszczają z drobnicy. Obserwuję to ich życie i marzę o czymś podobnym... A co najważniejsze widzę, że to jest całkiem realne. Że taki tryb życia jest możliwy, że poczyniona inwestycja zwraca się a gospodarstwo zaczyna pracować samo na siebie. No, może troszkę teraz uogólniam, można mnie zbesztać, że wszystko zbyt kolorowo widzę, że to tak naprawdę harówa od rana do nocy - a ja po kolejnym dniu przesiedzianym przed telewizorem tęsknię właśnie do takiego prostego życia, pracy i zmęczenia, które przynosi człowiekowi satysfakcję...
Moje dziesięć założeń na razie pozostaje w sferze marzeń, ale na ten moment jestem przekonana, że osiągalnych. To mi pozwala spać w miarę spokojnie :) Jeśli jednak miałabym się tak nad każdym pochylić, to mogłabym o każdym z nich pisać odrębne, niekrótkie posty... Może kiedyś. Tymczasem ograniczę się do bardzo ogólnego streszczenia.
Pisząc o "częściowym samoutrzymaniu" miałam na myśli pracowanie gospodarstwa na siebie samo. Zarówno pod względem finansowym, jak i stworzeniem swoistych ciągów, gdzie każdy efekt będzie zarazem zaczynem jakiegoś kolejnego procesu. Przykłady? Finansowo to chciałabym osiągnąć w pewnym momencie nadwyżkę niektórych produktów gospodarstwa - tak, bym mogła sprzedawać to przez internet czy na lokalnym rynku, ale też by wciąż pozostawało to zajęciem "przy okazji", nie priorytetowym. Rozpatrywałabym też opcję utworzenia czegoś w rodzaju gospodarstwa agroturystycznego, ale bardzo ostrożnie podchodząc do tematu. Jeśli zaś chodzi o te "ciągi", to, że tak to obrazowo ujmę, na zasadzie krowa-nawóz-uprawa-kompost, dosłownie podstawy funkcjonowania normalnego gospodarstwa, z maksymalnym wielokrotnym wykorzystaniem materii, przy minimalnych stratach i minimalnym dodatkowym nakładzie sił i środków (tu też polecam zapoznać się z ciekawą bezorkową metodą uprawy ziemi).
Nie wiem, czy udałoby mi się osiągnąć powyższe i równocześnie zachować spokój i szczęście, gdybym nie miała jakiegoś zaplecza finansowego... Nie mam pojęcia na ten moment, czy pomysł z własną firmą wypali - jeśli tak, to dane mi się będzie o tym przekonać dopiero za paręnaście lat, bo tyle mniej więcej musiałabym przewidzieć czasu na rozkręcenie własnego biznesu na tyle, bym mogła więcej siedzieć w domu jak w firmie. Nie mogę zatem na tym opierać całokształtu marzeń... Myślę jednak o czym innym, jako o realnej możliwości zapewnienia stałego źródła przychodu. Chodzi mi tu o inwestowanie w nieruchomości lub ziemię. Mając np. własne mieszkanko gdzieś w jakimś mieście, gdy się równocześnie mieszka gdzie indziej, można owo mieszkanko wynajmować i tak ma się ten +/- 1000zł miesięcznie zapewnione. Nawet, jakby kozy zjadły mi całą uprawę i pozdychały z przeżarcia, to taki 1000zł pozwala przetrwać bez wyprzedawania wszystkiego dla ratowania bytu. Kurczę, no tu plany mam dość skonkretyzowane i mogłabym o nich pisać i pisać... Ale po co, jeszcze coś nie wypali ;)
Rozwinę jeszcze może uniezależnienie od sieci wodociągowo-kanalizacyjnej i alternatywne źródła energii. Cóż, w realiach polskich stuprocentowo wykonalne to nie jest, przyłącz tak czy inaczej trzeba mieć, alternatywnymi rozwiązaniami można się co najwyżej wspomagać. No ale przecież nikt mi nie zabroni maksymalnie wykorzystywać wody deszczowej, wykopać studni głębinowej, pozyskiwać ciepła z ziemi, używać roweru zamiast samochodu, oszczędzać prąd i tak dalej... Myślę, że wystarczy pójść na pewne "ustępstwa", zrezygnować z jakiejś części wygód cywilizacyjnych, by nie mordując się w brudzie i smrodzie żyć sobie spokojnie i normalnie. Docelowo pewnie bym chciała mieć przy domu ekologiczną oczyszczalnię ścieków, staw pełniący m.in. funkcję zbiornika retencyjnego na wodę deszczową, może parę innych bajerów - jak tylko będą się w jakikolwiek sposób opłacać.
Pozostałych punktów chyba rozwijać nie ma sensu, bo zdają się być dość jasne same w sobie... Heh :) Jak sobie pomyślę, że to miała być z początku krótka odpowiedź na PW to aż mi głupio ;)
Na sam koniec wspomnę jeszcze tylko o paru praktycznych inspiracjach z blogów, które czytuję: piecu chlebowym i ściennym, suszarni słonecznej, pasiece, "sadzeniu" i sianiu pod słomą... Ludzie mają naprawdę ciekawe i praktyczne rozwiązania, miałam szczęście przeczytać o kilku interesujących pomysłach, które mam nadzieję kiedyś urzeczywistnić na własnym kawałku świata :)
Jeśli to czytasz, to wybacz, że tak mało konkretnie i beznamiętnie... Pozdrawiam :)
Staw musi być koniecznie, by się kąpać w zimnej wodzie :)
OdpowiedzUsuń