środa, 2 października 2013

Na grzyby :)

Wczoraj, korzystając z wymuszonej chwili oczekiwania na chłopaka pod jego domem (nie zdążył wrócić z roboty), postanowiłam przejść się do pobliskiego lasku, gdzie da się czasem znaleźć krakowiaki. Nie nastawiałam się jednak, że jakiegoś znajdę; ostatnio mamy bardzo zimne dni, jeszcze zimniejsze noce, ponadto w tamtej okolicy - a jest to obrzeże miasta - osiedliło się wiele nowych rodzin, które entuzjastycznie zaczęły buszować po wszelkich zadrzewieniach i zaroślach, czyniąc nam niemałą konkurencję.

Lasek, a właściwie niewielki zagajnik nad skromnym ciekiem wodnym, składa się z licznych gatunków drzew. Najczęstsza jest chyba sosna i brzoza, ale zdarzają się też połacie łęgów, krzaczorów wszelakiej maści (w tym maliny i ostrężyny) i inne gatunki w pojedynczych egzemplarzach. Wszystko to zarośnięte jest wysoką trawą w miejscach cieplejszych, gdzie teren jest nieco niższy można zanurzyć się w niezłe mokradło, gdzieniegdzie podszyt jest ubogi i ściółka z opadłych liści przykrywa nagą glebę. Wszystko to na powierzchni mniejszej jak 2ha.


Pośród traw po suchszej stronie lasku zaznaczone są liczne ścieżki utworzone przez okoliczną zwierzynę. O tej porze roku jednak cały lasek okazał się przedeptany przez ludzi tak, że nawet jeśli jakiś krakowiak gdzieś pod położoną trawą się ostał, to nie miałam szans go znaleźć. Nie skupiałam się na tym jednak za bardzo, na spacer wyszłam przecież ot tak, dla zabicia czasu. Przedzierałam się więc przez trawy, cierniste ostrężyny, młode drzewka i krzewy, połacie dorastającego do 1,5m skrzypu i rozglądałam się za grzybami. Żaden czerwony kapelusz koźlarza nie zaświecił mi się w zieleni trawy (a one tak się właśnie zaświecić lubią;)), za to mój wzrok przykuwały najróżniejsze "trujaki" - czyli wszystkie te grzyby, o których zjadliwości nie wiem nic, a nie tykam ich z zasady, bo mają blaszki. W pewnym momencie postanowiłam zrobić pożytek z aparatu i nazbierać trochę ich wizerunków, by móc potem posprawdzać w domu, z czym w ogóle miałam do czynienia. Szkoda, że tak późno na to wpadłam, bo wiele interesujących okazów drugi raz jakoś już znaleźć nie mogłam.

A oto moje "zbiory" :)



Oj, długo gościa szukałam na internecie... Kiedy nie wie się niczego na temat grzyba i dysponuje się znikomą wiedzą mykologiczną, odnalezienie "zielonego grzyba" lub "grzyba z zielonym kapeluszem" trochę zajmuje. No bo jak dla mnie to on jest zielony... Ale już nie w nazewnictwie obowiązującym; prawdopodobnie bowiem trafiłam na łysiczkę niebieskawą (pierścieniaka niebieskawego). Jadalność grzyba pozostaje kwestią sporną, generalnie to można po odpowiednim przygotowaniu, ale nie ma po co - bo ma wątpliwe walory smakowe. Ponoć nie taki rzadki.



A to co takiego? Wzięłam je za pospolite trujaki, zdjęcie zrobiłam tylko dlatego, że trafiłam dosłownie na polanę usianą kępkami takich grzybków, rosnących sobie spokojnie na rozkładających się szczątkach drzew. Porównując je w domu z tym, co znalazłam na grzybiarskich stronach, zaczęłam się skłaniać ku uznaniu je za opieńki miodowe - grzyby zasadniczo jadalne (kwestia przygotowania) i ponoć smaczne. Byleby to tylko były one... ;)

Młodzież z powyższego zdjęcia (marnej jakości) pozostaje dla mnie zagadką. Skłaniałabym się ku typowaniu innego rodzaju opieńki, tj. opieńki ciemnej (w sumie grzybki rosły na tym samym stanowisku, co wcześniej prezentowane), ale jakoś tak nie do końca mnie to przekonuje. Nie widziałam, albo nie znalazłam odpowiednika w wydaniu nieco dojrzalszym. /jeszcze mam wątpliwości, czy to nie strzępiak poszarpany lub gąska krowia.../

Młoda lejkówka szara? Nie ma kapelusza w kształcie lejka - ale teoretycznie zdjęcia lejkówki szarej dostępne na stronach grzybiarskich przedstawiają coś podobnego...

 
Lejkówka żółtobrązowa/czerwonawa? No chyba jakaś lejkówka w każdym razie, bo co innego...

Lejkówka czerwonawa?

??? W dzieciństwie nazywaliśmy takie grzyby "purchawkami". Jedynym kryterium było to, że pylą jak są stare a ich zamknięte kapelusze mają kształt kuli. To jednak purchawka jako taka nie jest i na ten moment nie mam nawet cienia pomysłu, co by to mogło być. Ale ładny grzybek :)

W przypadku tego grzyba stawiałabym na któregoś z gołąbków, wybornego (jadalnego) lub oliwkowoszarego, choć bardziej przekonuje mnie ten pierwszy... Nie było przy nim żadnego bardziej wyrośniętego osobnika, zdjęcie tak naprawdę mało prezentuje - więc to tylko gdybania nie mające większego sensu.


Ten grzybek podchodzi mi tylko pod gmatwicę chropowatą... Jakoś nigdy nie przeszło mi nawet na myśl, by się zainteresować grzybami nadrzewnymi, niejako dla mnie nie istniały. Niedawno jednak dowiedziałam się, że niektóre gatunki się je i są bardzo smaczne, postanowiłam zatem zwracać na nie większą uwagę :)

Nie znalazłam niczego o podobnych cechach. Kształtem powyższe osobniki pasowałyby do kilku gatunków, ale kolorystycznie zupełnie mi nie podchodzą. I ten ciemny rąbek kapelusza...

Bardzo śmiałym posunięciem było by okrzyknięcie powyższych grzybów przedstawicielami łuskwiaka złotawego - ale po prostu nic a nic mi poza tym do nich nie pasuje. Na zdjęciach tego nie widać i może to jest mylące, że grzybki były w rzeczywistości jasnożółte, ale takiej żółci o czystym odcieniu.


Podsumowując - o grzybach nie wiem naprawdę nic :/ Szukam po omacku, nie znam cech wspólnych danego rodzaju, nie kojarzę nazw właściwych... Zajmę się tym tematem kiedyś. Tymczasem zasadnicza uwaga na przyszłość - robić zdjęcia całemu grzybowi, bardziej poglądowe ;) Te obecne dają mi niewielkie pole manewru, jeśli chodzi o rozpoznawanie grzybów. Na żadnym nie widać blaszek, po których wiele z nich się poznaje... Będę o tym pamiętała. Nie spodziewałam się po prostu, że istnieje tyle różnych grzybów ;)

3 komentarze:

  1. Fajny fotograficzny zbiór :) Nie znam żadnego z tych grzybków, rozglądam się za znanymi mi jadalnymi :))

    Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy byłem tych "krakowiaków"... Koźlarz czerwony to u nas po prostu czerwoniak, tak ja go znam ;)
    Purchawka jak będzie dojrzała to będzie kurzyć. To był młody owocnik.
    Opieńki są jak najbardziej jadalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Purchawka, mówisz? to ja myślałam, że je błędnie tak nazywam... Zmyliła mnie ta nóżka, byłam przekonana, że purchawki ich nie mają ;)

      Tak, krakowiaki to w moim nazewnictwie koźlarze czerwone, w końcu rodowy Krakowiak czerwoną czapkę ma ;) Nie wiem, czy tak się na nie mówi w całym regionie, ja się z taką nazwą spotkałam i bardzo mi spasowała :)

      Usuń