Ponieważ długo jeszcze nie będę tu mogła napisać o faktycznej realizacji swoich przyszłościowych planów, zajmę się teraźniejszością i rozwinę wątek forumowych (i nie tylko) rozmów. Wspominałam już ostatnio o tym, że założyłam wątek na pewnym forum, dotyczący wizji życia w zgodzie z naturą... Parę osób się wypowiedziało, kilka przyznało, że ma podobne refleksje. Generalnie spotkałam się z życzliwością i próbą duchowego wsparcia (lub też analizy psychologicznej, co powoduje takie a nie inne moje nastawienie ;)). Temat jeszcze samoistnie nie wymarł, choć odzew słabnie. Cóż, nie trafiłam w to środowisko, wcale mnie to z resztą nie dziwi, bo portal nie zajmuje się tematyką wsi, przyrody czy survivalu ;)
Zaskoczona jestem natomiast efektami drugiego z nieśmiało podjętych kroków. Rozwój sytuacji przerósł moje najśmielsze oczekiwania :) Napisałam bowiem ogłoszenie. Tak, takie swoiste ogłoszenie - refleksję, gdzie zastanowiłam się na głos, czy są osoby, które podobnie jak ja myślą, przedstawiłam swój punkt widzenia i zachęciłam do niezobowiązującej rozmowy. Brzmi to wszystko tak głupio, że aż śmiać mi się chce - ale treść ogłoszenia była bardzo spontaniczna, jak i "super zachęcające" zdjęcie pewnego małego stwora, którego znalazłam kiedyś na parapecie. Minął dzień... A na mojej skrzynce pojawiły się 4 odpowiedzi. Kolejny niósł ich jeszcze więcej. Wszystkim odpisałam czym prędzej, zarówno paniom twierdzącym, że nie szukają męża, ale życzą mi powodzenia w realizacji celów (tak, zostałam przez część osób odebrana jako facet :)), osobom podłamanym, czującym, że znalazły się w nie tym miejscu i nie tym czasie, jak i zwyczajnie sympatycznym, tudzież intrygującym osobom. Rozmowy rozwinęły się na razie dwie (jedna z dziewczyną, która również wzięła mnie za faceta, ale to już zostało sprostowane :)), inne się lęgną. Mimo, że nie wszystkie dotyczą stricte tematu mojego ogłoszenia, odpisywanie na kolejne wiadomości daje mi wiele satysfakcji - ot, przynajmniej jedno z moich spontanicznych i "ryzykownych" działań przyniosło jakieś rezultaty. Mam wreszcie z kim pogadać (heh, usunęłam właśnie facebooka, przez co niejako odcięłam się od sztucznie "podtrzymywanych" na necie dawnych, szkolnych i pozaszkolnych znajomości). Zamienić z kimś codziennie parę naprawdę niezobowiązujących zdań, z życzliwością i w jakimś stopniu zrozumienia, to naprawdę potrzebna rzecz. Choćby nie wiem jak się upierać że jest inaczej, człowiek to istota stadna. Ja sama pragnę mieć wokół siebie kochającą rodzinę i pewne kręgi osób powiązanych ze mną przez różne zależności - te bardziej lub mniej zawężone, bardziej bliskie lub też mocniej oddalone...
Krąg rodzinny. Najbardziej zaufane osoby, moje stado - niekoniecznie ze mną mieszkające. Istoty, którym ufam i które są mi potrzebne do szczęścia. Na ten moment ów krąg mam bardzo niewielki, właściwie to dopiero powolutku określam swoje odrębne stado, tkwiąc jeszcze w strukturach starszego, większego. Moje małe, osobiste stadko to póki co ja, chłopak i psy. Wszyscy powiązani jesteśmy jeszcze zbyt silnie ze stadami macierzystymi, by móc się całkiem wyodrębnić i usamodzielnić... Ale gdzieś tam mentalnie identyfikuję się właśnie z tymi istotami, nikim więcej.
Krąg znajomych. Lichutki... Prócz znajomych ze szkoły, z którymi łączy mnie głównie przyszły zawód, mam naprawdę niewiele osób, które lubię ot tak, po prostu. Z którymi rozumiem się na tyle, by móc podyskutować na tematy nas łączące i nie kłócić się na tematy, które nas poróżniają. Z takich mocno zaufanych osób, mam pewnego znajomego z internetu, z którym kontakt utrzymuję już od dobrych paru lat. On jest z pewnością czołowym reprezentantem tego kręgu. Na tyle blisko, by rozumieć, na tyle daleko, by nie kochać.
Krąg powiązanych. Nie do końca wiem tak naprawdę, jak go określić. Jest on dość rozległy i znajdują się w nim zarówno osoby mi bliższe, jak i prawie całkiem obce, w jakimś tylko stopniu współzależne. W tej grupie osób na pewno znajduje się całe stado mojego chłopaka. Bardzo wszystkich lubię, chciałabym w nich kiedyś móc widzieć dalszą rodzinę... Póki co są to osoby życzliwie do mnie nastawione, z którymi mam dość częsty kontakt, które wiele o mnie wiedzą i odwrotnie, z którymi moja rodzina "wymienia" usługi a prócz tego wzajemnie się obdarowuje różnymi rzeczami. Prócz nich w gronie tym jest szefowa i zatrudniana przez nią pracownica, do których chodzę na praktyki. Prócz relacji typu podwładny-zwierzchnik, łączy nas swoista "przyjaźń": ploty i pogaduchy na setkę różnych tematów dziennie, w jakimś stopniu zwierzenia. Są to osoby, z którymi dobrze mi się spędza czas, lubię je i zależy mi na utrzymaniu znajomości.
Gdzie pośród tych kręgów jest miejsce na nowe znajomości zawierane przez internet? Nie wiem... Być może nigdzie. A może to taki czwarty krąg, grono osób potencjalnie mogących zaistnieć w bardziej znaczący sposób w moim życiu? ...Nie mogę na to liczyć, ale mogę tego chcieć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz