środa, 30 lipca 2014

Ze starymi rurami się nie zadziera.

Mogą być tego przykre konsekwencje, przekonałam się o tym dzisiejszej nocy... Wczoraj mama, zahaczywszy o rurę, rozdarła spódnicę, tej nocy ja - nogę. Wszystko przez to, że w majakach półsennych objawił mi się problem odpływu od pralki u sąsiadki. Do czego wypada? Do nowego pionu  kuchennego, bezpośrednio do wanny, czy jednak do tej starej rury, będącej jeszcze tego ranka (przed przeróbkami) nieczynnym odpływem od wanny, ale za to, jak się okazało, czynnym do kuchni? Wyobraziłam sobie, jak sąsiadka pierze pranie w nocy, a mi zalewa piwnice. Otrzeźwiałam w momencie, serce zaczęło nieprzyjemnie szybko bić. To już było zbyt wiele, za dużo stresów mnie napotyka, zbyt wiele niepewności... Wiedziona tym nagle narosłym niepokojem, wybrałam się po północy do piwnicy. Niby na trzeźwo, ale jednak z lekka przymroczona - niedoszłym snem czy lękiem? Owinęłam się w kocyk i, nie znalazłszy nigdzie na wierzchu latarki, poszłam w dół.

Przy piwnicy okazało się, że jest zamknięta, musiałam wrócić po klucze. I teraz zignorowałam potrzebę brania latarki; w piwnicy stałego światła nie ma, ale na czas prac dociągnęliśmy kabel i w środku, przy pionie kanalizacyjnym, został reflektor. Ubzdurałam sobie zatem, że przejdę do niego po ciemku "na macanego" i u celu przyświecę, by obejrzeć jeszcze raz niby-nieczynny, odcięty odpływ. Jak zaplanowałam, tak też zrobiłam - i tylko po drodze zahaczyłam nogą o starą, żeliwną rurę, będącą fragmentem dotychczasowego pionu. Poczułam zadarcie, ale nie zwróciłam na nie szczególnej uwagi; o co innego się teraz martwiłam. Doszłam, poświeciłam, obejrzałam, nie ustaliłam nic (prócz tego, że nade mną panowała cisza, sąsiadka na pewno prania nie robiła więc i tak nie mogłam nic wysondować) i pospieszyłam do odwrotu, bo usłyszałam wchodzącą do kamienicy, wracającą skądś sąsiadkę. Co z tego, że jej zapytałam, czy odpływ z pralki ma do wanny wpuszczony czy w ścianę, co z tego, że zapewniła że do wanny i że panowie powiedzieli, jak robili z kuchnią, że z pralki może korzystać - wróciłam chwilowo tylko uspokojona do domu, bo zaraz zaczęłam się zastanawiać, czy ona zrozumiała, o co mi chodzi, czy aby na pewno wąż od pralki jest zahaczony o wannę i tam się woda z prania ulewa. Z tym pytaniem męczyłam się całą noc. Sny miałam niespokojne, różnej maści i o różnej tematyce, ale generalnie przesiąknięte niepokojem, bezradnością, niemocą. Wcześniej jeszcze tylko zajęłam się rozdartą nogą - skaleczenie na spokojnie już nie wydało mi się takie błahe; krwawiłam jak wieprz i nie wyglądało na takie całkiem płytkie. Sznyt na jakieś 2,5cm długości. Obmyłam okolice rany jodyną, opłukałam wodą utlenioną, w ogóle nogę umyłam wodą z mydłem. W ranę za bardzo ingerować nie chciałam, mając nadzieję, że wszystkie potencjalnie wprowadzone przez rurę kanalizacyjną bakterie kałowe i inne paskudztwa gromadzące się na niej całe dziesięciolecia, wypłukała z wnętrza rany obficie płynąca wcześniej krew. Ranę zostawiłam niezaklejoną na noc, by szybciej się goiła, z tego też względu nie wprowadzałam weń wody utlenionej, jak to niektórzy z lubością czynią. Jak na razie jest okej, ładnie się zakleiła i nie zanosi się na żadne zakażenie. Skończy się na bliźnie i nauczce, by bez latarki po piwnicach nie chodzić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz