sobota, 15 marca 2014

Walka samców o poranku ;)

Było chwilę po szóstej, gdy wyszłam z domu, kierując się na przystanek. Dzień zapowiadał się piękny, ale chłód poranka i moja, zaburzona ostatnimi czasy, termoregulacja (chyba przez dietę), spowodowały, że wzięłam ciepłą bluzę i "przejściową" kurtkę. Tę drugą miałam nadzieję w późniejszej części dnia wpakować chłopakowi do plecaka, który na bank ze sobą wziął... Moją uwagę szybko przyciągnęło zapewne wyższe niż statystyczne natężenie osobników męskich, zmierzających w przeciwnym niż ja kierunku. No tak, za chwilę panowie zdejmą modne, kolorowe lub nieskazitelnie białe adidasy, pumy, najki, elegancko wypastowane trzewiczki wiązane na sznurówki, buty zwyczajne, buty byle jakie, tyleż samo możliwych wariacji kurtek, bluz i swetrów, powyjmują z brwi kolczyki (a może nie?), włosy... Z włosami nie zrobią nic, bo w tej kwestii przynajmniej wszyscy mieli podobnie ścięte - czyli na krótko. Właśnie włosy, "tornistry" na plecach i kierunek, w którym zmierzali, pozwalały na jednoznaczne rozpoznanie panów: wojskowi. Uśmiechnęłam się na myśl, że wszyscy są do siebie tak niepodobni, mają różne style, najwyżej dwóch miało jakiś akcent moro w ubraniu lub dodatkach; wszyscy, choć różni - jednakowo odstrzeleni, zadbani, wypachnieni.

Jeden z nich, przechodząc obok okrąglaka, obejrzał się za czymś. Spojrzałam w tym samym kierunku i zrozumiałam. Zatrzymałam się na czerwonym przed przejściem dla pieszych i obserwowałam, jak dwóch panów startuje do siebie. Znów się uśmiechnęłam w duchu; z boku zabawnie to wyglądało. Przyjęte przy nich pozycje skojarzyły mi się z walczącymi samcami jakiegokolwiek gatunku; obydwaj nastroszeni, napięci, niebezpiecznie przybliżeni do siebie i "napierający" w swoją stronę. Właściwie to panów było trzech, przy czym jeden trzymał się nie co z tyłu, asekuracyjnie. Czujnie śledził przebieg sprzeczki dwóch pozostałych, ze sztywno wyprostowanymi rękami i rozczapierzonymi palcami. Od razu szło poznać, że jest z tym w białych adidasach, włosach na żelu i lansiarskiej bluzie. Sam wyglądał podobnie. Ciężko było natomiast stwierdzić, czy są najlepszymi kumplami czy kochankami. W dzisiejszych czasach trudno sądzić po pozorach, szczególnie gdy te są wyjątkowo niejednoznaczne... W każdym razie kolega uczestniczący w sprzeczce bezpośrednio, choć szczuplutki i z dopieszczonym każdym elementem stroju i wyglądu, podniesionym głosem żywo wykrzykiwał coś do swojego przeciwnika, pomagając sobie w ekspresji wyrazu, żywo wymachując rękami. Ten, który był sam, był wojskowym; obok leżał plecak moro, wyraźnie też zwrócony był w kierunku, w którym zmierzali mijający go bez słowa koledzy. Paru się obejrzało, tak jak pierwszy, ale uznawali, że nic tam po nich.
Dalszą część zdarzenia z przyjemnością obserwowałam z przystanku. Z przyjemnością, bo żywa dyskusja zdawała się być przy całej wrogości bardzo kulturalna. Wcześniej nie słyszałam bluzgów, teraz też nie zanosiło się bynajmniej na to, by coś się jeszcze miało zaognić. Wojskowy stał nieco przechylony w przód (bojowa postawa), ale odpowiadał zdawkowo i spokojnie na teksty drugiego, który też zdawał się powoli wyciszać. Wreszcie panowie chyba wyjaśnili sobie co trzeba, żołnierz wziął plecak i ruszył w swoim kierunku, a drugi z trzecim w swoim. Nadjechał autobus.

Siadłam naprzeciwko młodego faceta, bardzo gustownie ubranego i "zrobionego". To nieprawda, pomyślałam sobie, że dzisiejsi "mężczyźni" zaczynają być niemęscy poprzez fakt, że stroją się, pachną i dbają o siebie. Forsowanie stereotypu samca zroszonego potem i z dwudniowym zarostem jako jedynie męskiego jest niezrozumiałe w kontekście historycznym nawet... Przecież od zawsze funkcjonowała jakaś moda męska. Tuj golenie głowy, tu podkręcony wąs, tu srebrzysta peruka, baczki, laczki, rajtuzy, pumpy, kaftany, kubraki, pasy, brosze, peleryny i płaszcze... Przecież panowie od zawsze się stroili i pięknili. Taka już samcza natura :)



...A ja jechałam na misję ;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz