...No i z wczorajszym pierwszym prawdziwym deszczem zieleń wybuchła :)
Uwielbiam ten moment, jak dosłownie z dnia na dzień drzewa i krzewy
pokrywają się solidną zieloną mgiełką, jak niektóre z nich zakwitają...
Wczoraj wracałam po tym deszczu do domu i napatrzeć się nie mogłam -
nawet trawa stała się jakaś taka bardziej soczysta. Planty całe są
zroszone różnymi odcieniami zieleni, w jednym miejscu jest urocza
polanka hiacyntów. Jakoś mi tak się lekko na sercu zrobiło. Ehh, ale to
wszystko dlatego, że się starzeję :P Dawniej to lato było moją ulubioną
porą roku, zaraz potem zima. Jesień i wiosna jakoś mnie nie ruszały. A
teraz chciałabym zatrzymać wionę na dłużej, jak sobie pomyślę o letnich
upałach, miejskim kurzu i żarze bijącym od asfaltu... Brrr. Trzeba
będzie uciekać gdzieś nad wodę ;)
Tymczasem jednak należy się cieszyć jak najmocniej z otaczającego nas dookoła życia. Widzę je wszędzie, w skali makro za szybami autobusu, na trawniku wzdłuż chodnika prowadzącego na przystanek, w ptakach zbierających paproszki na gniazda. I w skali mikro, na moim podwórzu, w kolejnych pędach kokoryczki w postaci zuchwale przebijających się przez ziemię grubiutkich kiełków. Tej nocy przybyły kolejne dwa, razem będzie dziesięć. Jak się cieszę, że jej u mnie dobrze! Uwielbiam tę roślinkę - oby jej było więcej i więcej :)
| | | |
kokoryczka w rozkwicie; w zeszłym roku miała zaledwie 3 kwitnące pędy |
|
|
|
|
Teraz muszę pomyśleć o skalniaku. Skalnica mi zmarniała, dwie roślinki zniknęły na amen... Niebawem upoluję coś nowego i czym prędzej dosadzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz